Autor Wiadomość
Morleigh
PostWysłany: Czw 18:22, 24 Sty 2008    Temat postu: Noworoczne wyzwania

Tekst powstał na potrzeby konkursu Doliny Godryka i zajął trzecie miejsce. Teraz prezentuję jego nieco zmienioną wersję, z jedną sceną rozszerzoną i jedną przebudowaną. Serdecznie dziękuję Idril i Sammy za betę.

Zawiera spojlery siódmego tomu!

Dedykowane Elleen, zasłużonej zwyciężczyni konkursu oraz Idril, za obronę mojego Rona własną piersią Wink


Noworoczne wyzwania

Hermiona zaprosiła go na noworoczną imprezę. To była pierwsza zła wiadomość. Zła nowina numer dwa: nie chodziło o zwykłą imprezę, a o przyjęcie w domu jej rodziców. Teraz największy problem Rona Weasleya polegał na wykombinowaniu, jak nie zrobić tam z siebie kompletnego głupka. Nie do końca był pewien, czy mu się to uda. Próbował odwieść Hermionę od tego pomysłu, przekonać, że nadaje się do mugolskiego domu mniej niż słoń do baletu, że nie jest w stanie zrobić dobrego wrażenia, a w końcu, zdesperowany, zaczął błagać, żeby miała dla niego litość. O ile oczywiście go kocha. Hermiona na takie dictum prychnęła tylko i kazała mu się najpierw przestać wygłupiać, a potem przygotować na przyjęcie.
I w ten sposób Ronald Weasley wpadł jak ropucha w eliksir.

**

Ron aportował się z trzaskiem w pokoju Hermiony. Dziewczyna podskoczyła, przestraszona, po czym syknęła:
- Ron! Nie cierpię, jak tak… wpadasz bez uprzedzenia.
- Zaprosiłaś mnie, nie pamiętasz? – skrzywił się Ron.
- Oczywiście, ale… no wiesz, to trochę nietaktowne, aportować się nagle w sypialni dziewczyny.
Ron wzruszył ramionami. I to ona mu to mówi! Ona, która wpadała do jego dormitorium w Hogwarcie o dowolnych porach! Nie kłócił się jednak dalej. Ostatecznie postanowił sobie, że to będzie wybitnie udany wieczór. Rozpoczynanie go kłótnią ze swoją dziewczyną nie byłoby najlepszym pomysłem. Hermiona jednak nie odpuściła. Teraz utkwiła zdumiony wzrok w jego ubraniu.
- Co… co ty masz na sobie?
Ron poprawił ubranie i odpowiedział obronnym tonem:
- Sweter, a bo co? Miałem włożyć szkolną szatę? Dostałem go od mamy, to mój najlepszy…
- Ron! To jest uroczystość! Zdejmuj to brązowe paskudztwo!
- I co, sądzisz, że bez koszuli będę bardziej uroczysty?
Dziewczyna syknęła, wybiegła z pokoju i po chwili wróciła z białą koszulą i grafitową marynarką.
- Mój kuzyn tu jest. Chwała Merlinowi, że jest twojego wzrostu. Przebieraj się, ale już!
Ron doskonale znał ten ton. Nawet nie próbował dyskutować. Przebrał się i spojrzał wyczekująco na Hermionę.
- Dużo lepiej – pochwaliła. – A teraz pójdziemy na spacer.
- A impreza?
- Zacznie się za godzinę. Jest taka cudowna pogoda! Proszę, chodźmy!
Ron miał dziwne wrażenie, że ktoś tu chce zrobić z niego pantoflarza.

**

- A gdzie Hermiona i ten chłopiec? – zapytała starsza pani siedząca w salonie domu Grangerów.
- Wyszli na spacer dwie godziny temu, powinni już wrócić – odpowiedziała matka Hermiony, wyglądając z niepokojem przez okno na szalejącą śnieżycę.
W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe i weszła rozanielona Hermiona z rudowłosym chłopakiem. Oboje byli przysypani śniegiem, a chłopiec miał nieco skwaszoną minę.
- Przepraszamy za spóźnienie – powiedział Ron. – Ten cholerny śnieg…
- Ron! – syknęła Hermiona i dała mu sójkę w bok.
- No co? – szepnął.
- Nie używaj takiego słownictwa przy moich rodzicach i dziadkach! Tu się tak nie mówi! – upomniała go szeptem. Ledwo skończyła, kiedy do salonu wpadł zmarznięty ojciec Hermiony.
- Spóźniłem się? Przepraszam. Utknąłem w korku. Ten cholerny śnieg!
Ron spojrzał na osłupiałą Hermionę i parsknął śmiechem. Dopiero teraz jej ojciec go zauważył.
- O, witam. Ty pewnie jesteś Roland Weasley, tak?
- Ronald, proszę pana. Proszę mi mówić Ron.
- Oczywiście, Ron. Bardzo się zmieniłeś się od czasu, kiedy cię ostatnio widziałem. Tyle lat… Brr! – Pan Granger odwrócił się do swojej żony. – Kochanie, jest szansa na herbatkę? Na zewnątrz jest jak na Syberii.
- Oczywiście, zapraszam wszystkich! – powiedziała z uśmiechem pani Granger.

**

- A więc, Ron – odezwał się pan Granger podczas kolacji – też byłeś w Gryffindorze, tak?
- Tak, proszę pana. Jak Harry. Harry Potter.
- Tak… i jak Hermiona, oczywiście. Teraz już chyba nie żałujesz przydziału, co? – Mrugnął do córki, która zakrztusiła się herbatą. Ron zwrócił się do niej zdumiony.
- Żałowałaś przydziału? Do Gryffindoru?!
- Nie. Niezupełnie. Trochę.
- To znaczy? – drążył Ron.
- Był taki moment na pierwszym roku, kiedy wydawało mi się, że w Ravenclawie byłoby mi lepiej.
- Z Gryffindorem było coś nie tak? Byliśmy za mało mądrzy?
- Na Merlina, nie! – wykrzyknęła Hermiona, po czym potoczyła wzrokiem po zaskoczonych współbiesiadnikach i zreflektowała się. – Nie – dodała już ciszej, ale wciąż z naciskiem.
- No to o co chodziło?
- Cóż, kiedy w Gryffindorze mało kto… no dobra, nikt mnie nie lubił, pomyślałam, że Krukoni lepiej by mnie zrozumieli.
- O ile pamiętam, w pociągu jęczałaś, że chcesz do Gryffindoru. A potem nagle zmieniłaś zdanie?
- Miałam jedenaście lat! Potem dopiero zrozumiałam, że to było w sumie bez sensu.
- Co masz na myśli? Poczułaś w sobie z powrotem odważną lwicę i stwierdziłaś, że wolisz to od mądrości?
- Uparłeś się na tę mądrość? Gryfoni też są mądrzy! A Krukoni odważni, tylko w inny sposób.
- Wszyscy mają wszystkie cechy? To po co nas rozdzielają na domy?
- Ron, a myślałam, że nauczyłeś się przez te wszystkie lata, że ten cały podział można sobie wsadzić w… kociołek. Powiedz, nigdy nie widziałeś tchórzliwego Gryfona, głupiego Krukona albo tępego Ślizgona?
- Eee… Pettigrew, Marietta Edgecombe i Goyle?
- No i sam widzisz!
- A nie uważasz, że wyjątki potwierdzają regułę?
- Regułę? Ron, ludzi nie da się jednoznacznie podzielić na cztery grupy! To tylko… ukierunkowanie, nie wiem… Kilka przeważających cech… ale nie można wnioskować całego czyjegoś charakteru na podstawie przydziału!
- Ekhym… - znaczące chrząknięcie i stuknięcie łyżeczką o kieliszek przerwało konwersację. Hermiona i Ron wrócili do rzeczywistości i spojrzeli na panią Granger.
- Moi drodzy, ciekawie się was słucha, ale chciałabym zauważyć, że właśnie wybiła północ.
- Racja! – rozległy się głosy. Kuzyn Hermiony otwarł szampana, korek z hukiem wyleciał w powietrze. – Szczęśliwego Nowego Roku! – zawołał, wznosząc kieliszek.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – odpowiedział mu chórek.
Pan Granger wstał i podszedł do stojącej w rogu pokoju wieży. Nastawił płytę. Wszyscy przy stole zamilkli.
- No to tradycyjnie, moi drodzy, na powitanie roku. Niech będzie lepszy niż poprzedni! – Zawołał, kiedy z głośników popłynęły pierwsze tony piosenki. Ron i Hermiona spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli, czy okaże się lepszy, ale byli przekonani, że coś na pewno się zmieni.

All is quiet on New Year’s Day; a world in white gets underway…

- Co to za piosenka? – zapytał Ron.
- Taty ulubiona – odpowiedziała Hermiona. – Zawsze jej słucha w Nowy Rok. Mugolski zespół, tata za nim szaleje. Jeździ na koncerty, raz nawet zdobył zdjęcie gitarzysty z autografem. O, tam wisi, obok kominka.

I want to be with you, be with you night and day; nothing changes on New Year’s Day…*

- Wiesz, to całkiem sensowna piosenka… – Ron uśmiechnął się do swojej dziewczyny – Mademoiselle Hermiona, czy zaszczyci mnie pani tańcem?
Hermiona osłupiała, ale po chwili podała mu rękę.
- No proszę, zaczynają się noworoczne cuda! Ronald Weasley jest dżentelmenem!
Już wychodzili na parkiet, kiedy nagle muzyka ucichła i światła zgasły.
- Co jest? Prąd wysiadł? – Zdenerwował się pan Granger. – W Nowy Rok? – Hermiona, możesz coś z tym zrobić?
Hermiona podniosła różdżkę.
- Lumos! – zawołała. Pokój rozjaśnił się lekko, ale wciąż panował półmrok.
- Lumos! – To Ron dołączył się z własnym zaklęciem. Salon stał się całkowicie jasny.
- No proszę, co dwie różdżki, to nie jedna – powiedział z uznaniem pan Granger, rozglądając się po pokoju.
- Pewnie, że tak – dodała pani Granger, uśmiechając się do Rona. – A dwoje czarodziejów w rodzinie to zawsze lepiej, niż jedna czarownica.
Uszy Ronalda Weasleya spłonęły jaskrawą czerwienią.

**

Stali na zewnątrz w chłodnym, styczniowym powietrzu. Na bezchmurnym dotąd niebie zaczęły pojawiać się ciemnoszare obłoki, zakrywające gwiazdy. Księżyc, choć nie w pełni, świecił jasno. Gdzieniegdzie na horyzoncie pojawiały się pojedyncze pióropusze spóźnionych fajerwerków.
- Jak myślisz, Ron, jaki będzie ten rok? – odezwała się cicho Hermiona. Ron milczał przez chwilę. Przed oczami przemknęła mu twarz Freda. Wspomnienie śmierci brata było jeszcze bardzo świeże. Usilnie próbował przenieść swoje myśli w przyszłość, ale wydarzenia minionego roku nie chciały go opuścić. Po Fredzie zobaczył twarze Remusa i Tonks - przyjaciół, których już nie spotka. Ale zaraz po nich wyobraźnia podsunęła mu wizje szczęśliwych Ginny i Harry’ego w dniu ich ślubu, małego Teddy’ego, Hermiony z pierścionkiem na palcu, przyjmującej gratulacje rozanielonych rodziców. Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na stojącą u jego boku dziewczynę.
- Inny – odpowiedział.

___________________
*U2 - New Year’s Day

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group