Autor Wiadomość
Iguanka.
PostWysłany: Pią 16:40, 11 Lis 2005    Temat postu:

Aż miło.

Pamiętam pierwsze twory Simon, jeszcze na FSB. Były nieskładne, pełno było błędów i nieciekawe. Takie odnoszę wrażenie. Zaś to powyżej... Poprawa, znaczna. Oj, tak. Miło się czyta, choć króciuchne to i możnaby bardziej rozwinąć. Nie czytałam czegoś w tym stylu, z tą tematyka. Może dlatego, że to taki krótki epizot z książki? Ale trzeba mi przyznać, że ślicznie to opisałaś, pomysł z rosyjskim (nie mylę się?) przedni.

Jestem bardzo kontent. Chyba ci Blue Lagoon postawię. Całą butelkę.
Selene Simon
PostWysłany: Pią 15:13, 11 Lis 2005    Temat postu: Na oddziale zamkniętym

Od autorki:
Fick pod wpływem natchnienia piosenki "Anastazja, jestem" zespołu Łzy. Mogą być błędy!!!





Na oddziale zamkniętym

Leżę tu już od kilku tygodni. A może miesięcy? Lat? Nie wiem. Straciłem poczucie czasu.
Nie mogę nic powiedzieć, ruszyć ręką, ani wstać. Niestety wszystko słyszę i wiem co mnie czeka – śmierć. Śmierć długa i powolna. Stopniowo będę zanikał w oczach ludzi. Będę umierał dla nich z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień.
Początkowo odwiedzała mnie moja żona z dziećmi lecz od jakiegoś czasu ich nie widuję. Chyba także o mnie zapomnieli.
Tęsknię do świata żywych. Chciałbym spotkać się z dawnymi przyjaciółmi. Próbuję przypomnieć sobie ich twarze i głosy, lecz nie daje rady. Przed oczami przemykają mi obrazy z tamtej nocy. Nocy, która zapoczątkowała mą zgubę.
Śmierciożercy, wszędzie śmierciożercy. Z przodu, z tyłu i po obu stronach. Nie ma drogi ucieczki. Staram się uciec lecz to niemożliwe – są wszędzie.
Ktoś atakuje mnie od tyłu Crutiatusem. Czuję ból. Ból tak przenikliwy i tak obszerny, że tracę oddech. Upadam na zimną ulicę jęcząc z bólu.
Słudzy Czarnego Pana śmieją się i rzucają następną klątwę.
Czuję jeszcze większy ból. Zaczynam wyrywać sobie włosy z głowy.
Śmieją się jeszcze głośniej.
Zaczynam tarzać się po ulicy. Ból z każdą chwilą wzrasta.
Kolejny Crutiatus.
Ból coraz mocniejszy i rozleglejszy. Czuję się jakbym miał zaraz eksplodować.
Krzyczę i zaczynam błagać ich, o to żeby przestali.
Śmieją się mi w twarz, ktoś nawet mnie w nią kopnął. Tracę pomału świadomość.
- Panie Bode? – spytał miły głos i chwilę później nade mną zawisła głowa jakiejś kobiety.
Spojrzałem na plakietkę z nazwiskiem.
- Strout… - mruknąłem bardzo cicho.
Uzdrowicielka uśmiechnęła się promiennie.
- Tak, tak kochaneczku, tak się nazywam. Och, jak dobrze! Wreszcie coś powiedziałeś!
Trzeba jej opowiedzieć o śmierciożercach! Szybko, szybko…myśl Broderyku!
- Cumastius streszewe…takiewe bardzo takiewe! – mruczałem cicho. – Niet! Niet trabe!
Co się dzieje? Dlaczego nie mówię tego co myślę???
- Maro sertew bardzo sertew! – mój głos podniósł się do histerycznego pisku.
Uzdrowicielka pogłaskał mnie po głowie.
- Spokojnie kochaneczku, spokojnie – powiedziała i wyciągnęła zza pasa strzykawkę.
Chce bym zasnął, a w tę czas zapomnę jej powiedzieć!
- Niet! Niet Strout! Sevebe drogesaw! – krzyczałem rozpaczliwe, ale już czułem jak ostra igła zostaje wkłuwana w moje ramię. Szczepionka pomału rozpływa się w moich mięśniach. Obraz zaczyna się rozmazywać…
- Niet, niet passiva… - szepnąłem po raz ostatni i rozpłynąłem się w błogiej nieświadomości.


* * *


- To oddział pobytu długoterminowego… - wyjaśniła uzdrowicielka komuś.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Naprzeciwko mojego łóżka stała uzdrowicielka Strout i jakieś dzieci. Dwie dziewczynki: ruda i brunetka. Po chwili zza nich wystąpili dwaj chłopcy: rudy i brunet. Spojrzałem baczniej na bruneta.
Jego oczy! Takie jak Lily! Włosy! Jak u Jamesa! To musi być…
- Harry Potter – szepnąłem prawie niedosłyszalnie.
- …w przypadku pana Bode, wyraźnie odzyskuje mowę, chociaż mówi w języku, którego jeszcze nie udało nam się rozpoznać – z zamyślenia wyrwał go spokojny głos uzdrowicielki. – No, ale muszę dokończyć rozdawanie prezentów…
Coś jeszcze mówiła, ale ja przestałem jej słuchać. Potter? Harry Potter tutaj? Muszę mu szybko powiedzieć, że jest w wielkim niebezpieczeństwie! Oni wiedzą już, gdzie jest przepowiednia i jak się tam dostać. A kiedy ją zdobędą…
- A tobie, Broderick, przysłano roślinkę w doniczce i cudowny kalendarz z hipogryfami, na każdy miesiąc inny, pewnie ci to trochę poprawi humor, co? - zaszczebiotała uzdrowicielka kładąc na szafce jakąś roślinkę.
Spojrzałem na nią i oczy rozszerzyły mi się ze strachu. To były diabelskie sidła. Nie, nie mogła być aż taka głupia by mi je przynieść. Wydaje mi się, że to one.
- Weszewe Potelle…passiva….da, da – szepnąłem w stronę Pottera lecz ten nie zwracał na mnie uwagi i poszedł witać się z kimś.
Zamknąłem oczy i znów zasnąłem.



* * *


- Czas wstawać kochaneczku – zaszczebiotała Strout. – Już rano, a ty wciąż śpisz.
Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Niet, se was, niet to spec – powiedziałem głośno i podparłem się na łokciach. – Ba se we?
Pokiwała bez przekonania głową.
- A może masz ochotę podlać swoją roślinkę? – spytała poprawiając mi poduszkę.
Tym razem to ja pokiwałem bez przekonania głową.
- Da, da se kwiete – powiedziałem.
Podała mi konewkę szybko bo zaczął piszczeć imbryk w sąsiednim pokoju.
- Och, zapomniałam o wodzie na herbatkę – powiedziała z uśmiechem na ustach. – Zaraz wracam, a ty kochaneczku, podlej swoją roślinkę.
Wstała i wyszła szybko z pokoju.
Obróciłem się w stronę roślinki. Była łudząco podobna do diabelskich sideł, ale zachowywała się spokojnie.
Podniosłem rękę i delikatnie jej dotknąłem. Zadrżała i podniosła swoje macki. Szybkim ruchem oplotła je wokół mojej szyi. Złapałem za nie mocno i próbowałem je z niej ściągnąć. Nie puściły. Zaciskały się mocniej i mocniej, a ja z każda sekunda traciłem oddech.
- Niet, niet… - szepnąłem po raz ostatni i opadłem bezwładnie na poduszki.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group